HISTORIE KOBIET

Uwaga! Przedstawione ponizej historie zawierają opisy przemocy psychicznej, fizycznej i seksualnej, wulgaryzmy oraz sceny, które mogą być trudne emocjonalnie. Czytaj tylko tyle, ile czujesz, że uniesiesz. Jeśli w trakcie lektury poczujesz napięcie, lęk, przyspieszone bicie serca – zrób pauzę. Oddychaj. W każdej chwili możesz przerwać.

MIAŁAM 24 LATA I CZUŁAM SIĘ JAK W KLATCE

Rozmawiam z kobietą, której udało się uciec z przemocowego związku.
Z piekła codziennego lęku, upokorzeń i przemocy – do miejsca, w którym może znowu oddychać.

To opowieść o bólu, o zwątpieniu, ale przede wszystkim – o sile, która rodzi się tam, gdzie wydawało się, że już nic nie ma.
Dzieli się swoim doświadczeniem, by inne kobiety wiedziały, że nie są same. Że można odejść. Że istnieje życie bez przemocy.

Czytaj powoli. Z otwartym sercem.
Może znajdziesz tu kawałek siebie – albo światło, którego dziś najbardziej potrzebujesz.

Życie przed odejściem: „Byłam kłębkiem nerwów”

Pytanie:
Jak wyglądało Twoje życie przed podjęciem decyzji o odejściu?

Odpowiedź bohaterki:
Moje życie wyglądało strasznie – dosłownie. Byłam kłębkiem nerwów. W ciągu miesiąca potrafiłam schudnąć z 55 kg do 49 kg ze stresu, który fundował mi każdego dnia.

Ciągle obawiałam się, w jakim humorze wróci z pracy – czy będzie spokojny, czy wyładuje na mnie swoją złość. Bałam się, że jedno połączenie z mojej strony może wywołać kolejną awanturę.
Od koleżanek w pracy słyszałam, że stałam się cieniem samej siebie.

W nocy miał swoje „zasady”. Kładliśmy się spać i nie miałam prawa odezwać się po 22:00. Gdy to robiłam, słyszałam:

„Zamknij kur… mordę, bo zaraz ci tak wpier… że cię własna matka nie pozna”.

Przed snem oglądał filmiki na telefonie. Ekran świecił, ja nie mogłam zasnąć. Gdy próbowałam wyłączyć mu telefon, słyszałam:

„Wypier… A jak jeszcze raz spróbujesz, to ci, szmato, łeb ukręcę”.

Mieszkaliśmy w bloku. Każdy jego krzyk było słychać. Obwiniał mnie o to, że psuję mu reputację przed sąsiadami, bo „on jest porządnym człowiekiem, a ja doprowadzam go do takich stanów”.
Doszło do tego, że wstydziłam się wychodzić z mieszkania, szczególnie gdy ktoś był na klatce.

Pierwsze czerwone flagi

Pytanie:
Czy pamiętasz moment, w którym po raz pierwszy poczułaś, że coś jest naprawdę nie tak?

Odpowiedź bohaterki:
Tak. Zaczęło się, gdy wyjechaliśmy razem za granicę na miesiąc. Mieszkaliśmy wtedy razem i już tam pojawiły się pierwsze sygnały – sprzeczki o drobiazgi wywoływały u niego ogromne wybuchy złości. Uderzał ręką w ścianę, potrafił zbić talerz albo szklankę.

Myślałam wtedy, że to „normalne”, że każda para tak ma. To był mój pierwszy związek – nie wiedziałam, jakie piekło czeka mnie później.

Codzienność po powrocie: awantura o wszystko

Pytanie:
Co zaczęło dziać się po powrocie? Czy przemoc przybrała inną formę?

Odpowiedź bohaterki:
Już w pierwszym miesiącu mieszkania „sam na sam” zaczęły się problemy. Awantury wybuchały o wszystko:
– że przestawiłam jego laptop,
– że suszarka na pranie zajmuje za dużo miejsca,
– że używam „za dużo” środków do czyszczenia,
– że proszę, żeby sprzątał po sobie.

Później już o wszystko, co wiązało się z pieniędzmi: że nie zauważyłam zepsutego sera, że makaron się przeterminował, że „rozwalam pieniądze”, „nie szanuję jedzenia”.

Z czasem wystarczyło, że w ogóle się odezwałam.
Po 22:00 miałam milczeć. Jeśli mówiłam – były wyzwiska. Zdarzało się, że uderzył. Chodziłam z siniakiem na pół uda. Do dziś mam w tym miejscu popękane naczynka.

Potrafił zrobić awanturę o 1 w nocy, bo był chory i „nie mógł znaleźć syropu na kaszel”. Wyszłam wtedy z mieszkania w krótkich spodenkach i T-shircie, jesienią, i uciekałam do przyjaciółki, bo tak się go bałam.

Rano wróciłam. Przepraszał, obiecywał, że „to się nie powtórzy”. Uwierzyłam.
Powtórzyło się – i to gorzej, trzy dni później.

Przemoc fizyczna: „To było za dużo”

Pytanie:
Co się wtedy wydarzyło?

Odpowiedź bohaterki:
Opowiadałam mu, jak minął mi dzień, robiłam sobie herbatę. On podgrzewał mleko. Mleko wykipiało. Wpadł w szał. Krzyki, wyzwiska.
Chciałam go uspokoić. Mówiłam, że to nic takiego, że się posprząta.

Popchnął mnie na ścianę. Mocno. Miałam później siniaka na plecach.
W ręku trzymałam kubek z gorącą herbatą. W ostatniej chwili rzuciłam nim na bok, żeby nie oblać się wrzątkiem, gdy mnie przewrócił.

Wtedy coś we mnie pękło. Zaczęłam się pakować. Miałam tylko małą walizkę, resztę rzeczy upychałam w reklamówki. Chciałam po prostu jak najszybciej wyjść.

On w tym czasie siedział nad komputerem, jakby nic się nie stało. Kiedy wynosiłam rzeczy, nie odezwał się. Nawet wtedy, kiedy oddawałam mu klucze.

Po miesiącu wrócił. Przeprosiny. Obietnice terapii. Poszedł… raz.
Znowu uwierzyłam. To wszystko trwało dalej – aż do Sylwestra.

Sylwester, który wszystko zmienił

Pytanie:
Czy był moment, który stał się punktem zwrotnym? Taki „dość”, po którym już nie było odwrotu?

Odpowiedź bohaterki:
Było wiele takich momentów, ale zawsze wracał z przeprosinami. A ja – wierzyłam.

Przełomem był Sylwester. Dowiedziałam się, że znów założył Tindera.
Rodzina zareagowała śmiechem i tekstami w stylu:

„No no, masz dziewczynę, a oglądasz gołe du… w telefonie”.

Rozrywało mnie w środku. Wyszłam, żeby się uspokoić. Nie wyszedł za mną.
Po powrocie słyszałam, żebym „przestała histeryzować” i „cieszyła się, że jest Sylwester”.

Byłam prawie 100 km od domu. Nie miałam jak wrócić. Jego auto, brak pociągu, brak taksówki.
To była najgorsza noc w moim życiu.

Czułam wtedy ogromną złość na samą siebie – za to, że w listopadzie znowu mu wybaczyłam. Że zaufałam. Że myślałam, że jeszcze da się to naprawić.

Tej nocy zaczęłam myśleć inaczej:
Mam 24 lata. Płaczę prawie codziennie przez faceta.
A co, jeśli pojawi się dziecko? Czy chcę, żeby widziało mamę w takim stanie?
Nie chcę powtórzyć schematu mojego domu rodzinnego.

Pomyślałam: będzie bolało, bardzo. Będzie ciężko. Ale dam radę.

Wyjście: powrót do domu, załamanie, pierwsze wsparcie

Pytanie:
Jak wyglądały pierwsze kroki po decyzji, że odchodzisz?

Odpowiedź bohaterki:
Na początku wróciłam na miesiąc do mamy.
Zawaliłam studia. Wpadłam w stany depresyjne. Nie miałam siły wstać z łóżka. Leżałam i płakałam.
Mama siedziała obok i płakała ze mną – przez to, co jej dziecko przeszło.

Pomagały mi rozmowy – z mamą, z ciocią, z wujkiem, z przyjaciółką.
Przyjaciółka praktycznie codziennie do mnie przyjeżdżała. To ona zapisała mnie do psycholożki, do której chodzę do dziś.

Mam też małą, czteroletnią siostrę. Przychodziła do mnie, bo „siostrze jest smutno”.
Kazałam ją zabierać, nie chciałam, żeby widziała mnie w takim stanie.
A jednocześnie jej obecność bardzo mi pomogła.

Bardzo długo obwiniałam siebie. Że to ja coś robiłam źle. Że może byłam „toksyczna”.
Psycholożka jasno powiedziała: to nie Ty. To on. To z nim był problem.

Przemoc seksualna, gaslighting, odwracanie winy

Pytanie:
Co było dla Ciebie najtrudniejsze w tym wszystkim – emocjonalnie, psychicznie, fizycznie?

Odpowiedź bohaterki:
Najtrudniejsze było zrozumienie, dlaczego on mnie tak potraktował.
Długo szukałam odpowiedzi: „czym sobie na to zasłużyłam?”.
Dziś wiem, że niczym. To on był zaburzony. Moja psychoterapeutka nazwała to wprost: narcyz, toksyczny, z psychopatycznymi cechami.

Zmuszał mnie do seksu.
Nie liczył się z moimi uczuciami, komfortem, z tym, czego ja chcę.
Czułam się jak przedmiot. Jakby moje „nie” nie istniało.

Przez niego musiałam wziąć tabletkę „dzień po”.
Dla niego – błahostka.
Dla mnie – koszmar: bóle, zawroty głowy, wymioty, rozregulowane hormony, huśtawki nastroju, emocjonalny chaos.
Byłam z tym sama. Jego nie obchodziło, jak się czuję.

Emocjonalnie – zniszczył mnie od środka.
Nie chodzi tylko o zdradę, kłamstwa, Tindera. Chodzi o to, że ktoś, komu ufasz, świadomie Cię niszczy.
Zaczęłam się zastanawiać: może byłam niewystarczająca, może to ja byłam problemem.

Fizycznie – uderzenie było ostatecznym przekroczeniem granicy. Ból mija.
Ale świadomość, że ktoś, kto miał mnie chronić, podniósł na mnie rękę – zostaje na długo.

Psychicznie – najgorsza była manipulacja.
Gdy ktoś Cię zdradzi, wiesz: to zdrada.
Gdy ktoś Cię uderzy, wiesz: to przemoc.
Ale gdy ktoś wmawia Ci, że to wszystko Twoja wina – zaczynasz wątpić we własną głowę.

To siedzi najdłużej. Nad tym pracuję do dziś.

List do samej siebie – sposób na chwile zwątpienia

Pytanie:
Czy były momenty zwątpienia? Jak sobie wtedy radziłaś?

Odpowiedź bohaterki:
Były. Wracały „dobre” wspomnienia. Oglądałam nasze stare zdjęcia.
Bywały noce przepłakane od początku do końca.
Miałam moment, w którym chciałam pojechać do niego w nocy i wykrzyczeć mu wszystko w twarz.

Zamiast tego zrobiłam coś dla siebie.
Na radę psycholożki napisałam list do samej siebie.
Czytałam go za każdym razem, gdy próbowałam go usprawiedliwiać.
Przypominał mi, kim on naprawdę był. Że to był ktoś, kto czerpał satysfakcję z krzywdzenia.

To bardzo mi pomogło nie wracać.

Co się zmieniło po odejściu

Pytanie:
Jak wygląda Twoje życie dziś – w środku i na zewnątrz?

Odpowiedź bohaterki:
W środku – jest dobrze, choć są gorsze momenty.
Wciąż zdarza mi się zapłakać, wracają obrazy i słowa. Zadaję sobie czasem pytanie: dlaczego spotkało mnie to w takim wieku?

Na zewnątrz – przestałam tak często chorować.
Kiedy z nim byłam, ciągle łapałam infekcje. Miałam epizod, kiedy w jednym miesiącu trzy razy przeszłam zapalenie zatok. Antybiotyk za antybiotykiem.
Przewlekły stres zniszczył mi odporność. Bardzo schudłam. To nie była dieta. To było wyniszczenie.

Dziś powoli odbudowuję siebie. Od środka i na zewnątrz.
Widzę, jak bardzo się zmieniłam.
Nie pozwalam już innym decydować o mojej wartości.
Wiem, że takie osoby się nie zmieniają.
Danie „drugiej szansy” tylko utwierdziło go w tym, że może pójść jeszcze dalej.

Co powiedziałaby sobie z przeszłości

Pytanie:
Gdybyś mogła usiąść obok siebie sprzed kilku lat – co byś sobie powiedziała?

Odpowiedź bohaterki:
Nigdy nie ignoruj czerwonych flag u ludzi – czy chodzi o faceta, koleżankę, przyjaciółkę, kogokolwiek.
To, co przeżyłam, zweryfikowało większość moich znajomości. Pokazało, kto jest naprawdę, a kto jest tylko „na chwilę”.

Co powiedziałaby kobiecie, która jeszcze jest w takiej relacji

Pytanie:
Co powiedziałabyś kobiecie, która wciąż żyje w takiej relacji jak Ty kiedyś?

Odpowiedź bohaterki:
Kochana, teraz może Ci się wydawać, że jesteś uwięziona. Czujesz się jak w klatce.
Ale da się z tego wyjść.

Będzie ciężko. Takie osoby potrafią uzależnić emocjonalnie.
Ale pamiętaj – po każdej burzy wychodzi słońce.
I naprawdę – będzie tylko lepiej.

Życzę Ci, żebyś znalazła w sobie siłę, determinację i odwagę, by zawalczyć o siebie.
By przestać codziennie wylewać łzy przez kogoś, kto jest absolutnie niczego wart.

Jeśli widzisz tu kawałek siebie

Jeśli w tej historii widzisz swoje życie, swoje emocje, swoje lęki – nie jesteś sama.
To, że czytasz ten tekst, to już jest krok. Możesz zrobić kolejny.

NAPISZ DO NAS!